Translate

wtorek, 29 listopada 2016

Recenzja filmu: ,,Słońce wschodzi raz na dzień"

Witacie.

W ten piątek miałam okazję w ramach szkolnych zajęć zapoznać się z filmem Henryka Kluby ,,Słońce wschodzi raz na dzień". Przybliżę nieco tematykę utworu, jako że nie każdy może się w niej orientować. (Muszę przyznać, że sama nie miałam pojęcia o jego istnieniu...)

Film porusza problem konfliktu między władzami komunistycznymi a mieszkańcami wsi. Z tego względu nie był dopuszczony do projekcji przez pięć lat. Reżysera zmuszono do dokręcenia bardziej poprawnego politycznie zakończenia.

Głównym bohaterem jest sołtys Haratyk, zagrany przez Franciszka Pieczkę. Pewnego dnia do jego wsi przybywają rewolucjoniści, proponując współpracę. Haratyk odmawia. W wyniku ostrej wymiany zdań ginie jeden z rewolucjonistów, Czarny.
W Polsce władzę przejmują komuniści. Nowe władze starają się różnymi sposobami wymóc posłuszeństwo na sołtysie, jednak on pozostaje nieugięty. Ma on w pamięci, że hasła przez nich głoszone są fikcją, chłopi z jego wsi musieli własnymi siłami postawić tartak i szkołę, nie otrzymawszy żadnego wsparcia od władz. Kiedy pojawia się nakaz oddania tartaku pod użytek publiczny, Haratyk wraz z chłopami podpala budynek i ucieka do lasu. Wkrótce zdradza go jeden z zaufanych towarzyszy. Sołtys zostaje uwięziony.
Pod koniec filmu widzimy scenę rozgrywaną po latach. Haratyk jest już wolny. W rozmowie ze zdrajcą, który zajmuje wysokie stanowisko przyznaje, że źle postępował, czyniąc wbrew komunistycznym ideałom.


Dzieło to zrobiło na mnie spore wrażenie. Znakomite, niekonwencjonalne ujęcia, zabawa obrazem na bardzo wysokim poziomie. Kilka z nich udało mi się znaleźć w internecie:
















ale niestety, nie ma wśród nich najlepszych. Pozostaje mi zachęcić do obejrzenia. :)

Jest jeszcze jeden element, właściwie nadający charakter całemu filmowi. Charakter nie byle jaki, bo ballady góralskiej. Mam na myśli oczywiście chór. Przytoczę słowa pieśni (na szczęście tym razem internet okazał się pomocny), ponieważ uważam, że warto się nad nimi chwilkę zatrzymać.




Nie mierz jedną miarą rzeczy,
które są jednorodne...
Słońce nie zawsze jest słońcem...

***

Szatan diabłem jest
Tak go stworzył pan...

***

A nad światem wisi diabeł..
A pod ziemią... siedzi szatan...
...na waltorni gra.

***

Belweder stoi na najwyższej górze
w całym kraju
Tylko jedna droga prowadzi do Belwederu,
To jest droga na wprost...
...i pod górę.

***

„Słońce o świcie zaszło,
bo świeciło tylko
w ogniach wystrzałów...
Słońce zaszło o świcie,
Stoczyło się z łoskotem.
Na samo dno piekła...”



 Chór na bieżąco komentuje wydarzenia przy akompaniamencie tajemniczej muzyki. Zlewają się ze sobą dwa światy, ludowy, między ludźmi biegają diabły, miejscowy głupiec zawodzi za straconym synkiem, którego nigdy nie było. Chłopi siedzą w karczmie, myślą o sianie. A obok buduje się właśnie komunistyczny ideał, orłowi z głowy spada korona, socjaliści coraz głośniej krzyczą. Aż następuje zderzenie.
Co było potem - wiadomo. Jak nie z filmu, to z historii. Ale nawet jak wiadomo, to polecam obejrzeć. Ciekawe uzupełnienie. Z zupełnie odmiennej perspektywy.

czwartek, 10 listopada 2016

Słowianie

Witajcie.

 Przeddzień 11 listopada. Naszego święta narodowego. Odzyskania niepodległości. Znamy to święto dobrze z kart podręczników, programów telewizyjnych. Nie chcę go dziś opisywać. Za to uznałam, że będzie to dobra okazja do rozpoczęcia cyklu historycznego o kulturze słowiańskiej, a w szczególności polskiej. Bo żeby zrozumieć przeszłość bliższą, trzeba zrozumieć najpierw przeszłość dalszą. Gałęzie trzeba pokonywać po kolei, nie da się wskoczyć od razu na czubek, przywołując charakterystyczny motyw drzewa.

Zacznijmy więc od początku. ,,Hen od Piasta, Kraka, Lecha..."


Albo przenieśmy się jeszcze wcześniej. Aż do VI i VII wieku, kiedy to uważane za barbarzyńskie  plemiona słowiańskie nadciągnęły z północy, zasiedlając rozległy obszar Półwyspu Bałkańskiego, Peloponezu, sięgając do Tyrolu i Bawarii na północnym zachodzie zaś przekraczając Łabę. Ale skąd się na tej bliżej nieokreślonej północy wzięły?

To pytanie, jak i cała historia wczesnosłowiańska jest owiana mgiełką tajemnicy. Z mgiełki tej większość badaczy wysnuwa sylwetkę Prasłowianina, przodka rozproszonych później słowiańskich plemion. Wywodzić się on miał z grupy ludów indoeuropejskich, zamieszkujących tereny na północ od Morza Czarnego w IV tys. p.n.e., z której w I tys. p.n.e. wyodrębniła się mniejsza grupa Słowian.

 Niepewne jest, gdzie dokładnie żyli owi Słowianie, zanim zaczęli swe wędrówki. Jedni lokują ich między Odrą a Wisłą, drudzy między Karpatami, Prypecią a Dnieprem. Nie można jednoznacznie stwierdzić, po czyjej stronie leży racja, gdyż pierwsze opisy pochodzą z połowy VI wieku, kiedy to plemiona słowiańskie stanęły u granic cesarstwa bizantyjskiego. Jordanes oraz Prokopiusz z Cezarei przedstawiają je jako dzielne i wojownicze, lecz ubogie.

Nie można zbytnio dawać wiary starożytnym kronikarzom, biorąc pod uwagę dość nikłą wiedzę chętnie uzupełnianą wyobraźnią. Lecz nie można im także odmówić prawdziwości powyższego stwierdzenia. Słowianie nie dorównywali pod wieloma względami cywilizacji Cesarstwa Rzymskiego czy Bizancjum. Byli typowym ludem rolniczym, hodowali również trzodę. Żyli w małych osadach pozbawionych obwarowań, które porzucali po kilku latach, gdy ziemia na polach stawała się jałowa. Początkowo używali nielicznych metalowych narzędzi, nie znali także koła garncarskiego. Dopiero później, dzięki kontaktom z bardziej rozwiniętymi sąsiadami wzrósł ich poziom życia poprzez adoptowanie wynalazków technologicznych.

Plemiona słowiańskie dzielą się na Słowian wschodnich (pochodzący od Antów), Słowian zachodnich oraz Słowian południowych (od Sklawenów). Do dziś na terenach zajętych przez wszystkie trzy odłamy wykształciło się wiele państw, które mimo narastających przez upływające wieki różnic wciąż chowają w swoim języku, kulturze i tradycji wspólny pierwiastek słowiańskości.


 Pierwszy artykuł z tego cyklu zakończę w tym miejscu. Zbyt rozległe tematy przede mną, by zmieścić je w tym poście i jednocześnie nie zanudzić czytelnika. Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć o pewnej książce - ,,Słowianie i Awarowie" Lecha A. Tyszkiewicza. Książka wygląda zachęcająco (na co wpływ ma również grubość, nie ukrywam ;) ), a dokładniej tak:






Na razie dopiero zaczęłam ją czytać, ale muszę przyznać, że jest wciągająca. Spodziewajcie się recenzji już niedługo. :) 









czwartek, 3 listopada 2016

Wołyń

Witacie.

  W ubiegły piątek miałam przyjemność obejrzeć wraz z klasą film ,,Wołyń". Postanowiłam jednak poczekać z recenzją aż do dzisiaj. Eksperyment się udał - ,,Wołyń", mimo upływu blisko dwóch tygodni wciąż zapisany jest w mojej pamięci żywymi, wyraźnymi obrazami.
Przypomnę, że to świeża produkcja,z 21016 roku.

Nie będę opisywać fabuły, nie mam w zwyczaju powtarzać po raz kolejny tego, co już zostało powiedziane w sposób lepszy, niż ja bym mogła to zrobić. Proszę nie przypisywać tego lenistwu czy ignorancji, tylko świadomości własnych umiejętności, bądź ich braku.

 Ale wróćmy do tematu głównego. Odczucia po seansie? Pozytywne. Film dobry, gody uwagi. Ogromny szacunek należy się twórcom przede wszystkim za wątki poboczne - doskonałe tło historyczne, perfekcyjnie oddany klimat. Wspaniałym zabiegiem okazało się wykorzystanie jako przerywnika kazań z poszczególnych kościołów - katolickiego, prawosławnego i unickiego.
Historia spójna, ładnie opowiedziana. Nawet ciekawy wątek główny, co stanowi niemały sukces, biorąc pod uwagę iż wykorzystano kilka powtarzalności, doskonale znanych wszystkim motywów. Zakończenie może wydawać się na pierwszy rzut oka nieco wyrwane z kontekstu, ale moim zdaniem stanowi niezłe podsumowanie przekazu. Bo o przekaz tu właśnie chodzi.

Ten film daje nam świadectwo. Jest w znacznej mierze prawdziwy, takie małe lusterko odbijające przeszłość, pozwalające cieniom promyczków dotrzeć do wnętrza człowieka XXI wieku. Przebija pancerz obojętności. To nic, że posługuje się brutalnymi (No, może to zbyt mocne słowo... Przynajmniej dla mnie. Część rówieśników była lekko wstrząśnięta.) metodami. Czy zobojętnienie nasze nie wymagało takiego zabiegu? Czy to, czego dziś jesteśmy świadkami nie znieczula nas już do reszty? Przekonanie, że wszystko nam wolno, że można żyć zupełnie po swojemu... Bez poszanowania podstawowych wartości moralnych? Wtedy też ludzie byli ślepi. Nie wiedzieli, co dobro, a co zło. A to Rosjan witają chlebem, a to mordują razem z Niemcami. Gdzie wina leży? W głupocie. Braku samodzielnego rozumowania. I spójrzmy teraz dookoła...

,,Wołyń" to nie tylko historyczna lekcja, to też produkcja zmuszająca do wysilenia szarych komórek, zastanowienia się nad poruszanymi problemami. Zachęcam też do wyciągnięcia nauki. Nie na przyszłość, na teraz. Przyszłość zawsze będzie za miesiąc, jutro, za chwilę. Myślcie teraz, rozważajcie, zapisujcie i nieustannie korygujcie. I oglądajcie dużo takich filmów. Bo warto.