Translate

czwartek, 6 kwietnia 2017

,,Władza"

Witajcie.
Dziś kolejna recenzja. Trochę tych recenzji dużo. Ale jakże nie recenzować, kiedy co miesiąc bywa się w teatrze?
 Władza, o ,,Władzy" pisać będę. Władzy w pojęciu węższym, niż by wypadało, o ,,Władzy" szerzej, z uwzględnieniem różnych perspektyw.
 Autorem Brytyjczyk, Nick Dear. A tak zaprasza nas na sztukę Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego:

,,Francja, czasy panowania Ludwika XIV. Król, po śmierci niezwykle wpływowego kardynała Mazarina, ze zdumieniem odkrywa, kto naprawdę rządzi państwem. Kontrola wykazuje, że faktyczny stan królewskiej kasy został zafałszowany, a ktoś zaspokajając własne, coraz bardziej wymyślne zachcianki, rujnuje skarb państwa. Głównym rywalem młodziutkiego, wchodzącego w życie króla, staje się doświadczony, przebiegły i bardzo groźny gracz - minister finansów, Mikołaj Fouquet. Ludwik rozpoczyna misterną intrygę, która ma na celu wyeliminowanie finansisty i odzyskanie pełni władzy. Walka staje się z każdą minutą coraz bardziej intrygująca, bowiem przeciwników łączą... wspólne interesy. "


 Tak, intryga, władza, mężczyźni w rajstopach w tle. Głęboko, psychologicznie, ale zbyt... śmiało? Nie, wulgarnie. Dobry smak został zepsuty w paru momentach. I jakże słabe zagranie, żart z religii. Dobrze, niechże pokazuje moralne zepsucie! Bo było, przecież wiemy. Ale w sposób subtelniejszy, bardziej wyrafinowany. Na widowni nie siedzą idioci, proszę usilnie, szanujmy widzów. Mamy rozumy, umiemy się domyśleć, wystarczy delikatnie zasugerować. 
 O władzy miało być. Więc faktycznie, psychologicznie. Bo władza do zakresu psychologii należy. Jak ciężko się wyzbyć jej chęci. Władza nad pieniądzem, nad ciałem, własnym bądź cudzym, wreszcie nad umysłami, ta najpierwsza, gromadząca w dłoni wszystkie sznurki, pozwalająca na odgrywanie dowolnych przedstawień zawsze kończących się oklaskami gdzieś z góry... 
 Dobrze zagrali. Interesujący motyw tańca. Nieustanna gra, gdzie rola kobry miesza się z rolą fakira. Hipnotyzacja i jad, do taktu muzyki. A muzyka jakby troszkę gdzieś z boku. Bo zawsze zostaje margines na interwencję przypadku.
Pycha gubi. Władza to nic, władzę trzeba pokazać. Władza sama w sobie traci część polotu. Sukienka wepchnięta pod stertę burych swetrów. Jest. Ale co z tego? Nikt nie zobaczy, nie doceni, zostaje nam sama świadomość posiadania. Za mało dla ludzkiej ambicji. I próbuje się wyrobić taktykę, dominację. Odkrywamy karty, nikt nie gra fair. Jak wygodnie zapomnieć, że nie zawsze są tylko cztery asy...
I ,,Władza" to pokazuje. Dość barwnie, w ładnej oprawie kostiumowej i scenograficznej. Spektakl doceniam, owszem. Ale proszę uprzejmie. Wróć, czytelniku, do czwartego akapitu.    

Książeczki z siostrzanej półeczki

Witajcie.
No właśnie, co czytają dziś dzieciaki? Bo, co czyta młodzież, to przecież wiemy. Fantasy, romanse, często kiepskie, napisane byle jak, z ckliwym wątkiem głównym i ,,nastolatkami takimi jak ty". No cóż. Dziś spróbowałam poszukać nadziei w młodszym pokoleniu. Zanurkowałam więc między szafki mojej wujecznej siostry, a właściwie dwóch. Jedna ma lat 12, druga 9. Skoncentrujmy się na pierwszej.
 Co u niej znalazłam? Dużo książek o zwierzętach. ,,Zosia z ulicy kociej", seria Holly Web i ze trzy typowe młodzieżówki. Nie najlepiej, można sądzić. Nie zraziło mnie to, szukałam dalej. I znalazłam to, na co miałam nadzieję. Oto nowiutki ,,Pan Tadeusz" z ilustracjami, którego tak gorąco jej niegdyś polecałam, Dalej, Pismo Święte, ,,Chatka Puchatka", ,,Chłopcy z Placu Broni". Wprawdzie ostatniej nie doczytała, ale zapewnia, że w wakacje, jak będzie mieć więcej czasu. U młodszej wyszperałam ,,O psie, który jeździł koleją".
 Wreszcie. Wreszcie lektury wartościowe, te które pamiętam z dzieciństwa. Kto mi dał prawo do oceniania? Nikt. A jednak, oceniam. Na jakiej podstawie? Na podstawie logiki, obserwacji, wreszcie, może i niewielkiego, ale jednak, doświadczenia. Są książki, które uczą. Są i takie, które bawią. Pierwsze pochłaniają pasjonaci. Drugie wybierają ci, którzy nie chcą się przemęczać. Mistrzostwo pióra polega na tym, by i uczyła, i bawiła. Skoro zaś spełnia swoje zadanie, nie mogę przeciw niej wytoczyć ciężkich dział krytyki, jedynie wąskie lufy i kującą broń białą. Mogę uderzyć w punkt, ale nie w całość. Co się tyczy reszty, wolno mi niemal wszystko. Jeśli nie zgadzają się fakty, jeśli marnuje ona mój czas, cóż mi pozostaje, jak tylko zalać całą salwą niepochlebnych słów?
 Nie krytykuję tu wszakże wszelkich młodzieżowych powieści. Aczkolwiek ciężko mi przypomnieć sobie naprawdę dobrą. Wiadomo, jaka publika, taka twórczość. Dlatego tak bardzo się cieszę, że ,,Pan Tadeusz" dalej tańczy poloneza w niejednym polskim domu, broniąc się skutecznie przed hałaśliwymi rytmami disco-polo.