Translate

sobota, 18 marca 2017

,,Przypadek" Kieślowskiego

Witajcie.
Zwykle nie piszę recenzji na gorąco. Dziś jednak niech będzie inaczej. Ale i film jest z tych innych, więc to się dobrze nawet składa.
,,Przypadek" to dramat psychologiczno-polityczny powstały w 1981r. Premiera odbyła się sześć lat później. Bez niektórych scen - cenzura. Zarówno reżyserem, jak i autorem scenariusza był Krzysztof Kieślowski.
Tło akcji - komunistyczna Polska, Bohaterem Witek Długosz, bez matki, ojciec mu umiera w Łodzi, jak ten już na studiach jest. Medycynę studiuje. Ale jak mu już ten ojciec umarł, mówiąc ustami pielęgniarki, że nic nie musi, to Witek bierze urlop dziekański. Do Warszawy chce wyjechać.
 I wyjeżdża. W ostatniej chwili na pociąg zdążył. Został działaczem komunistycznym, przez przypadek wydał władzy swoją dziewczynę. Zrezygnowany, bez perspektyw, znów na dworzec podąża?
 Nie, to druga wersja... Kieślowski gdyba, co by było... jakby pociąg zwiał. I zwiewa, a wściekły Witek zostaje aresztowany za bójkę z milicjantem. Działa tym razem w podziemiu, drukując zakazane książki. Ale i tym razem szczęście skąpi mu uśmiechu. Koledzy oskarżają go o zdradę, chociaż nie ma do tego podstaw. Z dziewczyną był, siostrą przyjaciela z dzieciństwa. Dlatego nie przyszedł od razu.
 Historia się powtarza w części trzeciej, pociąg ucieka. Witek wraca na medycynę, żeni się, zostaje ojcem. Nie miesza się w politykę. Dziekan go prosi o lot do Libii, bo on sam nie może. Przez Paryż.
Tak jak i w poprzednich częściach nazwa tego miasta wymieniana jest obok samolotu. Za pierwszym razem - zjazd działaczy, za drugim - młodzieży katolickiej. W obu przypadkach się nie udało. A teraz... Teraz wsiada wreszcie do samolotu po to, by spalić się w wybuchu maszyny.

 Film dobry, nie powiem. Przemyślany. Zupełnie nie przypadkowy. Kilka zdecydowanie zbyt śmiałych scen, zwrotów. Ładne tło, spójna historia opowiedziana w niebanalny sposób. Tło doskonałe. Gra aktorska na wysokim poziomie (cóż się dziwić, Witka grał Linda). Zresztą, Kieślowski to znakomity reżyser. Tylko trudny w odbiorze. Może dlatego tak mało popularny?

środa, 8 marca 2017

,,Powidoki"

Witajcie.
 Dziś chciałabym opisać film, na jaki ostatnio poszłam (wraz z całą szkołą) do kina. Ten film to słynne ,,Powidoki" reżyserii Andrzeja Wajdy.
 Cóż ja mogę właściwie o nim powiedzieć? Ano tyle, że historii daleko do wyjątkowości. Ale czy to właśnie jej szukamy? Czy może bardziej drugiego, odbitego życia, tylko w powiększeniu, z detalami, na które codziennie nie mamy czasu zwracać uwagi?
 Mamy tu malarza. Malarza sprzeciwiającego się komunizmowi. Bo podobno malować trzeba to, co zostanie pod powiekami, malować należy powidok, twierdzi, starannie nakładając kolejną warstwę farby zdrową ręką. Drugiej nie ma. Nogi też nie. Podobnie nie ma żony, już nie ma żony, a potem żona umiera. Za to córkę ma, i wiernych uczniów, którzy mimo zdjęcia z grafiku uczelni jego wykładów wciąż do niego przychodzą. Ale przychodzi ich coraz mniej, mniej robi się również pieniędzy. Władza się nie zmienia, podobnie jak jego przekonania. Więc pracuje, gdzie może, dopóki może. A  jak nie może, to umiera, wśród manekinów, na witrynie sklepowej. Kto nie pracuje, ten nie je.
 Kilka naprawdę dobrych ujęć, ładne wykonanie komunistycznych pieśni. Gra aktorska - poziom wysoki, zwłaszcza B. Linda, odtwórca głównej roli. Scenariusz też niezły. Aczkolwiek nie wspaniały, nie, tego powiedzieć nie mogę. Chociaż, co trzeba przyznać, zostawia w głowie pewien obraz. Tylko że mało wyraźny, nieostry, nie angażujący emocji. Powidok?