Translate

piątek, 2 czerwca 2017

Teatr w Gardzienicach

Witajcie.

 Znacie teatr w Gardzienicach? Pewnie odpowiedź brzmi: nie. Jakieś 80-89% szans, tak obstawiam. Ja też do niedawna o nim nie słyszałam. Dość zaskakujące, biorąc pod uwagę, że znajduje się on zaledwie kilka godzin drogi od mojej miejscowości. Ośrodek Praktyk Teatralnych ,,Gardzienice", bo tak brzmi jego pełna nazwa, to bardzo nietypowe miejsce. Tym bardziej dziwi fakt, że tak mało znane. O historii proponuję przeczytać na Wikipedii, od niej dowiecie się na ten temat więcej niż ode mnie. Pragnę nadmienić tylko, że przyczyną małej popularności może być to, iż przedstawienia grane są tylko klika razy w roku. Ale za to - z jakim rozmachem!

 Ostatnio wraz z klasą miałam okazję zobaczyć dwie sztuki. Właściwie to jedną, drugą wystawiała grupa studentów, jako obronę pracy dyplomowej. Swoją koncepcję oparli o encyklopedię księdza Benedykta Chmielowskiego, pierwszą polską powszechną encyklopedię. Pomysł ciekawy, wykonanie rozczarowujące. Wrzaski takie, że widz ma ochotę uciec z widowni jak najszybciej, z obawy o własne uszy. Ruchy niepokojące, całkiem wyszukane i plastyczne, dobrze odegrane, ale męczące dla oka przy dłuższym oglądaniu. Oczywiście nie obyło się bez ośmieszenia religii, bo jakże to dzisiaj, w ,,porządnym'', ,,oświeconym" teatrze  bez tego obejść się może? Ja rozumiem, że faktycznie, tamten, jak jeszcze i późniejszy okres cechował się niemal bezkrytycznym podejściem do nauki Kościoła, która nie zawsze była zgodna z prawdą (mam tu na myśli choćby uznawanie pewnych dzieł naukowych za herezje). Jednak o ile pochwalam satyrę wyśmiewającą negatywne zachowania czy wady, to absolutnie nie popieram tego w stosunku do osób czy instytucji, chyba, że te faktycznie na samych negatywach stoją. W przypadku Kościoła tak nie jest. Dlatego tego typu ataki uważam za marną próbę podtrzymania degradującego nasze dziedzictwo kulturowe (pomijam aspekt religijny) trendu. A co to będzie za Notatnik Kulturalny, jak kultura ulegnie zniszczeniu? I już nie będzie dokładnie wiadomo, co jest kulturą, a co nie? A jak kulturą będzie wszystko oprócz kultury, bo kultura jest na to zbyt kulturalna? O, właśnie. Mała zabawa słowna, a jaki interesjący wynik.

 Drugie przedstawienie było lepsze. Odegrane przez aktorów z Gardzienic. O Pytii, magicznym kamieniu i prawdach na nim napisanych. Przyjemniejsze, więcej tańca i muzyki, jestem w stanie wybaczyć wątek genderowski, jako że był dość delikatny i faktycznie związany z tamtymi czasami. Stroje świetne, ładnie prezentowały się na scenie. Brakowało mi akcji, jakiejś fabuły, choćby najprostszej. Takie trochę niezrozumiałe, jak ktoś się nie wczytywał w wyświetlane napisy. Jak się wczytywał, to w sumie też nie do końca. Tak bez głębszego przesłania, bez refleksji. To nie tylko moje zdanie. Mimo to warte obejrzenia. Inne, ale nie odpychające. A to już spory sukces.

poniedziałek, 15 maja 2017

,,Początek Księgi"

Witajcie.
W  tym roku przypada 75 rocznica zburzenia getta w Radomiu. Z tej okazji moja szkoła wzięła udział u happeningu poświęconym upamiętnieniu tego wydarzenia. Jak co roku czytaliśmy nazwiska poległych tragicznie Żydów. Razem, chórem, nie tylko nazwiska, ale i datę urodzenia, zawód, miejsce zamieszkania. Imiona i nazwiska tak często się przecież powielają. Ale reszta jest bardziej wyjątkowa, unikalna. Nie pozwala pomylić dwóch osób. Na tym właśnie nam zależało. Pokazać, że pamiętamy o każdym z osobna, nie zaś recytujemy puste, anonimowe hasła. Potem, po przemówieniu naszego polonisty, pana Wieczorka posłaliśmy w niebo krzykiem zapamiętaną postać. Chłodny wiatr poniósł je w górę. Pewnie dotarły Tam...
 Następnie udaliśmy się na wykład w Resursie dotyczący przedstawienia Holocaustu w sztuce. Wykład został wygłoszony przez pana Mieczysława Szewczuka, wieloletniego kierownika Muzeum Sztuki Współczesnej.
   Muszę przyznać, że było to ciekawe doświadczenie. Jako uczennica uczęszczająca do klasy o profilu historycznym doceniam wartość przeszłości i dostrzegam potrzebę ciągłego jej przypominania. Dlatego za rok też się tam pojawię. I wszystkich z okolicy serdecznie zapraszam.

czwartek, 6 kwietnia 2017

,,Władza"

Witajcie.
Dziś kolejna recenzja. Trochę tych recenzji dużo. Ale jakże nie recenzować, kiedy co miesiąc bywa się w teatrze?
 Władza, o ,,Władzy" pisać będę. Władzy w pojęciu węższym, niż by wypadało, o ,,Władzy" szerzej, z uwzględnieniem różnych perspektyw.
 Autorem Brytyjczyk, Nick Dear. A tak zaprasza nas na sztukę Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego:

,,Francja, czasy panowania Ludwika XIV. Król, po śmierci niezwykle wpływowego kardynała Mazarina, ze zdumieniem odkrywa, kto naprawdę rządzi państwem. Kontrola wykazuje, że faktyczny stan królewskiej kasy został zafałszowany, a ktoś zaspokajając własne, coraz bardziej wymyślne zachcianki, rujnuje skarb państwa. Głównym rywalem młodziutkiego, wchodzącego w życie króla, staje się doświadczony, przebiegły i bardzo groźny gracz - minister finansów, Mikołaj Fouquet. Ludwik rozpoczyna misterną intrygę, która ma na celu wyeliminowanie finansisty i odzyskanie pełni władzy. Walka staje się z każdą minutą coraz bardziej intrygująca, bowiem przeciwników łączą... wspólne interesy. "


 Tak, intryga, władza, mężczyźni w rajstopach w tle. Głęboko, psychologicznie, ale zbyt... śmiało? Nie, wulgarnie. Dobry smak został zepsuty w paru momentach. I jakże słabe zagranie, żart z religii. Dobrze, niechże pokazuje moralne zepsucie! Bo było, przecież wiemy. Ale w sposób subtelniejszy, bardziej wyrafinowany. Na widowni nie siedzą idioci, proszę usilnie, szanujmy widzów. Mamy rozumy, umiemy się domyśleć, wystarczy delikatnie zasugerować. 
 O władzy miało być. Więc faktycznie, psychologicznie. Bo władza do zakresu psychologii należy. Jak ciężko się wyzbyć jej chęci. Władza nad pieniądzem, nad ciałem, własnym bądź cudzym, wreszcie nad umysłami, ta najpierwsza, gromadząca w dłoni wszystkie sznurki, pozwalająca na odgrywanie dowolnych przedstawień zawsze kończących się oklaskami gdzieś z góry... 
 Dobrze zagrali. Interesujący motyw tańca. Nieustanna gra, gdzie rola kobry miesza się z rolą fakira. Hipnotyzacja i jad, do taktu muzyki. A muzyka jakby troszkę gdzieś z boku. Bo zawsze zostaje margines na interwencję przypadku.
Pycha gubi. Władza to nic, władzę trzeba pokazać. Władza sama w sobie traci część polotu. Sukienka wepchnięta pod stertę burych swetrów. Jest. Ale co z tego? Nikt nie zobaczy, nie doceni, zostaje nam sama świadomość posiadania. Za mało dla ludzkiej ambicji. I próbuje się wyrobić taktykę, dominację. Odkrywamy karty, nikt nie gra fair. Jak wygodnie zapomnieć, że nie zawsze są tylko cztery asy...
I ,,Władza" to pokazuje. Dość barwnie, w ładnej oprawie kostiumowej i scenograficznej. Spektakl doceniam, owszem. Ale proszę uprzejmie. Wróć, czytelniku, do czwartego akapitu.    

Książeczki z siostrzanej półeczki

Witajcie.
No właśnie, co czytają dziś dzieciaki? Bo, co czyta młodzież, to przecież wiemy. Fantasy, romanse, często kiepskie, napisane byle jak, z ckliwym wątkiem głównym i ,,nastolatkami takimi jak ty". No cóż. Dziś spróbowałam poszukać nadziei w młodszym pokoleniu. Zanurkowałam więc między szafki mojej wujecznej siostry, a właściwie dwóch. Jedna ma lat 12, druga 9. Skoncentrujmy się na pierwszej.
 Co u niej znalazłam? Dużo książek o zwierzętach. ,,Zosia z ulicy kociej", seria Holly Web i ze trzy typowe młodzieżówki. Nie najlepiej, można sądzić. Nie zraziło mnie to, szukałam dalej. I znalazłam to, na co miałam nadzieję. Oto nowiutki ,,Pan Tadeusz" z ilustracjami, którego tak gorąco jej niegdyś polecałam, Dalej, Pismo Święte, ,,Chatka Puchatka", ,,Chłopcy z Placu Broni". Wprawdzie ostatniej nie doczytała, ale zapewnia, że w wakacje, jak będzie mieć więcej czasu. U młodszej wyszperałam ,,O psie, który jeździł koleją".
 Wreszcie. Wreszcie lektury wartościowe, te które pamiętam z dzieciństwa. Kto mi dał prawo do oceniania? Nikt. A jednak, oceniam. Na jakiej podstawie? Na podstawie logiki, obserwacji, wreszcie, może i niewielkiego, ale jednak, doświadczenia. Są książki, które uczą. Są i takie, które bawią. Pierwsze pochłaniają pasjonaci. Drugie wybierają ci, którzy nie chcą się przemęczać. Mistrzostwo pióra polega na tym, by i uczyła, i bawiła. Skoro zaś spełnia swoje zadanie, nie mogę przeciw niej wytoczyć ciężkich dział krytyki, jedynie wąskie lufy i kującą broń białą. Mogę uderzyć w punkt, ale nie w całość. Co się tyczy reszty, wolno mi niemal wszystko. Jeśli nie zgadzają się fakty, jeśli marnuje ona mój czas, cóż mi pozostaje, jak tylko zalać całą salwą niepochlebnych słów?
 Nie krytykuję tu wszakże wszelkich młodzieżowych powieści. Aczkolwiek ciężko mi przypomnieć sobie naprawdę dobrą. Wiadomo, jaka publika, taka twórczość. Dlatego tak bardzo się cieszę, że ,,Pan Tadeusz" dalej tańczy poloneza w niejednym polskim domu, broniąc się skutecznie przed hałaśliwymi rytmami disco-polo.

sobota, 18 marca 2017

,,Przypadek" Kieślowskiego

Witajcie.
Zwykle nie piszę recenzji na gorąco. Dziś jednak niech będzie inaczej. Ale i film jest z tych innych, więc to się dobrze nawet składa.
,,Przypadek" to dramat psychologiczno-polityczny powstały w 1981r. Premiera odbyła się sześć lat później. Bez niektórych scen - cenzura. Zarówno reżyserem, jak i autorem scenariusza był Krzysztof Kieślowski.
Tło akcji - komunistyczna Polska, Bohaterem Witek Długosz, bez matki, ojciec mu umiera w Łodzi, jak ten już na studiach jest. Medycynę studiuje. Ale jak mu już ten ojciec umarł, mówiąc ustami pielęgniarki, że nic nie musi, to Witek bierze urlop dziekański. Do Warszawy chce wyjechać.
 I wyjeżdża. W ostatniej chwili na pociąg zdążył. Został działaczem komunistycznym, przez przypadek wydał władzy swoją dziewczynę. Zrezygnowany, bez perspektyw, znów na dworzec podąża?
 Nie, to druga wersja... Kieślowski gdyba, co by było... jakby pociąg zwiał. I zwiewa, a wściekły Witek zostaje aresztowany za bójkę z milicjantem. Działa tym razem w podziemiu, drukując zakazane książki. Ale i tym razem szczęście skąpi mu uśmiechu. Koledzy oskarżają go o zdradę, chociaż nie ma do tego podstaw. Z dziewczyną był, siostrą przyjaciela z dzieciństwa. Dlatego nie przyszedł od razu.
 Historia się powtarza w części trzeciej, pociąg ucieka. Witek wraca na medycynę, żeni się, zostaje ojcem. Nie miesza się w politykę. Dziekan go prosi o lot do Libii, bo on sam nie może. Przez Paryż.
Tak jak i w poprzednich częściach nazwa tego miasta wymieniana jest obok samolotu. Za pierwszym razem - zjazd działaczy, za drugim - młodzieży katolickiej. W obu przypadkach się nie udało. A teraz... Teraz wsiada wreszcie do samolotu po to, by spalić się w wybuchu maszyny.

 Film dobry, nie powiem. Przemyślany. Zupełnie nie przypadkowy. Kilka zdecydowanie zbyt śmiałych scen, zwrotów. Ładne tło, spójna historia opowiedziana w niebanalny sposób. Tło doskonałe. Gra aktorska na wysokim poziomie (cóż się dziwić, Witka grał Linda). Zresztą, Kieślowski to znakomity reżyser. Tylko trudny w odbiorze. Może dlatego tak mało popularny?

środa, 8 marca 2017

,,Powidoki"

Witajcie.
 Dziś chciałabym opisać film, na jaki ostatnio poszłam (wraz z całą szkołą) do kina. Ten film to słynne ,,Powidoki" reżyserii Andrzeja Wajdy.
 Cóż ja mogę właściwie o nim powiedzieć? Ano tyle, że historii daleko do wyjątkowości. Ale czy to właśnie jej szukamy? Czy może bardziej drugiego, odbitego życia, tylko w powiększeniu, z detalami, na które codziennie nie mamy czasu zwracać uwagi?
 Mamy tu malarza. Malarza sprzeciwiającego się komunizmowi. Bo podobno malować trzeba to, co zostanie pod powiekami, malować należy powidok, twierdzi, starannie nakładając kolejną warstwę farby zdrową ręką. Drugiej nie ma. Nogi też nie. Podobnie nie ma żony, już nie ma żony, a potem żona umiera. Za to córkę ma, i wiernych uczniów, którzy mimo zdjęcia z grafiku uczelni jego wykładów wciąż do niego przychodzą. Ale przychodzi ich coraz mniej, mniej robi się również pieniędzy. Władza się nie zmienia, podobnie jak jego przekonania. Więc pracuje, gdzie może, dopóki może. A  jak nie może, to umiera, wśród manekinów, na witrynie sklepowej. Kto nie pracuje, ten nie je.
 Kilka naprawdę dobrych ujęć, ładne wykonanie komunistycznych pieśni. Gra aktorska - poziom wysoki, zwłaszcza B. Linda, odtwórca głównej roli. Scenariusz też niezły. Aczkolwiek nie wspaniały, nie, tego powiedzieć nie mogę. Chociaż, co trzeba przyznać, zostawia w głowie pewien obraz. Tylko że mało wyraźny, nieostry, nie angażujący emocji. Powidok?





piątek, 17 lutego 2017

,,Niepodobnym Obyczajem"

Witajcie.
Znalezione obrazy dla zapytania niepodobnym obyczajem Dziś chciałam opisać spektakl teatralny, na którym ostatnio byłam. Nosi on tytuł ,,Niepodobnym obyczajem."
Jest to spektakl skonstruowany z różnych dzieł Kochanowskiego, z punktu widzenia dzisiejszego odbiorcy. Aktorów jest czterech, jak cztery żywioły na Ziemi. Trochę między rzeczywistościami, tą realną i wymyśloną. Bo biblioteka, i książki, i nawet głowa kozła (?) się znalazła.
I tak przemawiali do nas, że dzieła, że trudne słowa, i że to ma sens, to ma treść, tam są uczucia.
Bo są. I to wiadome. Może nie dla wszystkich, dla mnie tak. Niepotrzebnie te książki darli. Chociaż ja też mam czasem ochotę. Tak wziąć i rzucić, o ścianę, o podłogę, za okno. Ale się powstrzymuję, inaczej wyrażam stosunek do tego czy owego tematu.
 Muzyka nie najgorsza, choreografia także. Ogólnie dobre, dobre, ujdzie. Że dobre.